TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

sobota, 27 czerwca 2015

w kolorze yellow

Jeden ujemny punkt Apgar dostała Maja za kolor skóry. Miała ciemną karnację, jak wszystkie moje dzieci po urodzeniu, dlatego się tym nie przejęłam. Bodajże w drugim dniu po jej urodzeniu pani doktor neonatolog, która była przy jej narodzinach, znowu miała dyżur. Robiła wszystko, żeby wreszcie Majka mogła "zjechać" do mnie na parter. Żeby mogła być już przy mnie. Czekaliśmy tylko na wyniki badań gdzieś do południa, ale pani dr była prawie pewna, i tak też mnie nastawiała, że dostanę już zaraz swój Skarb. Z niecierpliwością zapukałam do dyżurki lekarskiej, pani doktor powiedziała, że już Majka będzie schodzić.
- a jak ta bilirubina- spytałam
- a.. no tak, już zaraz sprawdzę.
Zeszłam do pokoju i czekałam na Maję.
A potem okazało się, że bilirubina duża, rośnie. Od razu inkubator i lampy. Choć to przeczuwałam, bo Majka żółkła, to jednak wciąż miałam nadzieję, że to ta jej ciemna karnacja i jakoś odganiałam tą myśl.
Siedziałam na skraju szpitalnego łóżka załamana, ze złamaną nadzieją. Ogromnie liczyłam już na naszą bliskość i tak bardzo się na to nastawiłam, że wielkim ciężarem okazał się ten zawód. Moje emocje zaczęły swój taniec..

czwartek, 25 czerwca 2015

laktacyjne początki

Miałam mnóstwo zapału w tych pierwszych dniach. Wiedziałam jak to się robi, byłam przygotowana na to, że mnie to czeka i wszystko robiłam tak jak trzeba. Popłynęła siara, potem było mniej, ale nie zrażałam się, bo wiedziałam, że początki są trudne. Poza tym przystawiałam Majkę do piersi jak tylko mogłam. Byłam pełna wiary w laktacyjny sukces, mimo, że Majka swoją przygodę z jedzeniem zaczęła od butelki.
W systemie oddziału odnalazłam się wyśmienicie. Muszę przyznać, że pod względem udogodnień dla mam odciągających pokarm oddział zmienił się nie do poznania. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że teraz jest tam wszystko czego nam potrzeba: jest osobny pokój dla 5 mam wcześniaków z kuchnią i całym potrzebnym sprzętem(oczywiście tym razem się tam nie znalazłam, ale próbowałam sobie wyobrazić jak wiele by dla mnie znaczyło być w pokoju z innymi mamami w podobnej sytuacji wtedy, gdy urodziła się Karola), na każdym piętrze był taki kuchenny segment, z mikrofalą, zlewem i specjalnym płynem do mycia laktatorów i butelek, z czajnikiem elektrycznym. Każda mama w potrzebie dostawała torebkę do sterylizacji w mikrofali i szpitalny laktator, jeśli nie dysponowała od razu swoim. Na piętrze były trzy nowoczesne maszyny - laktatory elektryczne, do których się podłączało ten wymienny sprzęcik i laktator hulał sam, w dodatku ze zmienną siłą ssącą na początku i po jakimś już czasie odciągania(podobnie do tego jak ssie dziecko). Maszynki były lekkie, na kółkach, i chodziły bardzo cicho(niebo a ziemia w porównaniu do tej niebieskiej sprzed trzech lat). Na oddziale wcześniaków, na górze, funkcjonował specjalny pokój laktacyjny, z tym wszystkim o czym pisałam wyżej, z ubikacją, fotelami, stolikiem, z segregatorem pełnym ciekawych artykułów i z okienkiem do pań dietetyczek (ach jakże zrobiło mi się tęskno do mojego "kamiennego kręgu"!). Cały ten laktacyjny świat działał według mnie perfekcyjnie.
Ja znowu w roli eksperta. Dziewczyny zaskoczone sytuacją, widząc że mam już doświadczenie, pytały mnie o to wszystko. Także w roli konsultantki laktacyjnej przy mamie z dzieckiem okazało się, że mogę pomóc.
Tym razem miałam dużą pewność siebie. Pewność, że poradzę sobie bez problemu i z karmieniem i z dzieckiem.

wtorek, 23 czerwca 2015

tatusiowe

Czy jestem zazdrosna?
Czy mogę z czystym sumieniem napisać: nie!? Różne uczucia się w sercu pojawiają. Więc gdy ona wybiera tatę i chce tylko z tatą,  mi odmawia posłuszeństwa - jemu nie, gdy to tata dostaje największe czułostki i za tatusia dziękuję Panu Jezusowi w pierwszej kolejności, a tej Drugiej pierwsze słowo to "tata" a do kolejnego wcale jej nie śpieszno... największą pokusą jest wtedy zazdrość.
Dobrze, że nie pozwalam sobie na tym uczuciu pozostać.
Przecież ja je kocham.. i moim największym celem i zadaniem jest otoczyć je miłością i nauczyć kochać.
Największą dla mnie radością jest to, gdy patrzę na ich miłość, która idzie dalej, nie zatrzymuje się na mnie. Nie wolno mi zatrzymywać jej dla siebie, nie wolno!
Gdy pojawia się ta pokusa, szybko zamieniam ją w miłe słowo: ale pięknie razem wyglądacie, ach jak ty kochasz tego tatusia, ach jaki ten Wasz tatuś jest kochany.
Jest kochany!Bardzo.
Moje córki mają wspaniałego tatę!


czwartek, 18 czerwca 2015

Majka w łóżeczku


Trochę potrwało zanim znalazłam się na sali oddziału poporodowego. Trafiłam na parter, ze mną w pokoju była pani w zaawansowanej ciąży (trzydziesty któryś tydzień), której dziecko miało wadę nerek i miała wkrótce mieć cesarskie cięcie. Obok niej pani po porodzie z dzieckiem u swego boku.
Tej nocy miałam zasnąć jak kamień, taka byłam wykończona. Nie wyobrażałam sobie nawet, że mogłabym odciągać pokarm, zabrać się za to już. Wcześniejsza noc nieprzespana, potem dzień pełen wrażeń, poród.. no nie było szans. Pozwoliłam sobie odpocząć i postanowiłam zabrać się za odciąganie z samego rana.
Mąż oczywiście był u Majki wieczorem. Przesłał mi jej pierwsze zdjęcie w czerwonym kocyku..



Pobudka była taka ekscytująca.Co to jest za dzień, co za pobudka.. moje dziecko jest już na świecie! Nie mogłam się doczekać pójścia na górę, do Majeczki.
Maja trafiła na oddział, który wcześniej (a o tym w książce) zwykłam nazywać "przedszkolem", czyli oddział patologii noworodka. Już po chwili zostaliśmy rozpoznani, nieśmiałe pytanie "skąd ja panią znam?" padało z ust niejednej pielęgniarki. Przedstawiliśmy się i przypomnieli historię Karolki. Ja oczywiście pamiętałam twarze większości pań. Z ogromną siłą uderzyły wspomnienia. Każdym zmysłem czułam się jak wtedy... te zapachy, dźwięki, obrazy.. te same przedmioty i czynności, te same odczucia. Oddział. Życie oddziału.
Maja była położona w łóżeczku, blisko wyjścia:) Sam ten fakt był dla mnie ogromnie pozytywny, bo ja znałam znaczenie każdej rzeczy. Łóżeczko znaczyło, że wszystko jest w porządku, że pięknie oddycha, je.. i tak dalej. Znaczyło też, że mogę do woli się nią zajmować, nosić, przystawiać.. Że jest moja, choć nie ze mną na sali. Bez murów inkubatora było cudownie.
I taki był ten nasz pierwszy dzień. Byłam u niej jak tylko mogłam, byliśmy razem, tuliłam, przystawiałam i karmiłam też z butelki. Wszystko to między odciąganiami pokarmu, czym zajęłam się z ogromną gorliwością z samego rana. Nastawiona całą swoją mocą na naturalne karmienie, chciałam rozbudzić laktację. Z moją wiedzą na ten temat mogłam bardzo szybko zacząć działać.

niedziela, 14 czerwca 2015

urodzinowe wzruszenie

Ciągle tylko piszę o wzruszeniach. Ciągle się na tym łapię. Wzruszam się na widok moich dzieci codziennie.. no może nie codziennie wzruszam, ale codziennie zachwycam - to na pewno!
Dziś widok mojej czterolatki: dwa kucyki skręcające się w loczki u dołu, na głowie pstrokaty kapelusik. Różowa sukienka. Jedzie na rowerku, który przed chwilą dostała na urodziny, ostro pedałuje, choć robi to chyba pierwszy raz w życiu (wcześniej miała rowerek biegowy). Jej twarz tryska radością i dumą.
Wyglądała po prostu przepięknie!
Maja mówi tata. Dziś huśtała się w niebieskiej sukience z podobną radością w oczach, mimo, że huśta się codziennie - uwielbia to. Wydaje się być nigdy nieznudzona.
Uwielbiam je!!
Wybaczcie mi tego nudnego posta, kiedyś na pewno napiszę też o tym jak mnie wkurzają;), ale dziś w dzień świętowania ich urodzin, mimo zmęczenia nie mogłam sobie odmówić wyrażenia mojego zachwytu i wzruszenia. Tyle, dobranoc.


wtorek, 9 czerwca 2015

sonda

Taka sytuacja:
Wyjeżdżamy na "długi weekend". W drodze dzwonię do teściowej po prośbie: żeby podeszła do nas w czasie naszej nieobecności i zobaczyła, czy nie trzeba się zmierzyć z kolejną inwazją latających mrówek (czyli żeby weszła do kuchni i zobaczyła czy ich tam nie ma, czy skutecznie je wytępiłam).
Wracamy. Abstrahując od tego, że mrówek nie było, moja lodówka przeżyła odwiedziny  teściowej. Od razu to widzę. Zrobiła parę dobrych poprawek, które ja w pospiechu przed wyjazdem przeoczyłam: przełożyła chleb z chlebaka do lodówki, szynkę włożyła do zamrażalnika, starawy twarożek wyrzuciła itp.
Pytanie do Was.
Czy teściowa postąpiła dobrze? Jak uważacie? Byłybyście wdzięczne czy wkurzone?


Ps. Dziękuję katolickamama.pl za recenzję!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Cud tej chwili

To było prawie dokładnie rok temu, szóstego czerwca. Najpierw musiała ją zobaczyć p. Neonatolog. Oczywiście rozpoznałam ją. Chyba wszystkich, a raczej większość lekarzy z góry (z oddziału wcześniaków) znam lub kojarzę. Ta pani doktor znała też nas, bo zajmowała się Karolką prywatnie parę razy gdy wyszła ze szpitala. Śledziłam każdy jej ruch. Dopatrywałam się każdego ruchu mojej córeczki. Płakała.. :) Obejrzała Majcie dokładnie i zastanawiała się czy nie zostawić jej przy mamie. Nie przypuszczałam w ogóle, że jest taka możliwość, w końcu jakby nie było Maja urodziła się miesiąc za wcześnie. Rozbudziła we mnie nieznaną tęsknotę i wielkie pragnienie, by mogło tak być.. znowu tak normalnie... Jednak ostatecznie coś wzbudziło jej wątpliwość, nawet dobrze nie pamiętam co, chyba jakiś mały jeden bezdech? W każdym razie zdecydowała, żeby zabrać ją na górę na chwilę, na obserwacje. Szkoda.. Tak bardzo szkoda...

A potem nastała ta chwila - najcudowniejsza i najkochańsza na świecie. Dostałam moje dzieciątko w objęcia.. Najczulszy moment na świecie.. Całe serce aż wyskakuje, chce się wykrzyczeć tą radość, ten zachwyt, chce się otulić ramionami to dzieciątko jak łonem, chce się krzyczeć do Boga: STWÓRCO jesteś n i e s a m o w i t y !!! A dla niej maleńkiej miałam tylko parę słów przywitania, szeptałam je czule. I nie mogłam się nadziwić nad nią. Miała oczywiście bujną czarną czuprynkę, jak wszystkie moje córy, a buźkę jak bułeczka. Wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. A więc Ty jesteś Maja.. Kim jesteś moja kochana.. To największe szczęście na ziemi, że mogę Cię poznać.

Dziękuję Ci Panie, że dałeś mi doświadczyć cudu życia też tu na ziemi, że nauczyłeś mnie podziwiać Życie w tym szerokim wymiarze, szerszym niż ziemia. Że stworzyłeś nas rodzicami Twoich dzieci, tych niebieskich dwóch(?) maleństw i Emilki oraz Karolinki i Majki.

Z bólem serca oddałam ją w ręce lekarzy..