TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

sobota, 1 sierpnia 2015

rodzinne wakacje

Nie wiem co ja sobie myślałam? Że niby w tym chaosie uda mi się siąść, skupić i pisać? Nawet gdyby Internet nie zawalał to przecież i tak byłoby to praktycznie niemożliwe. Wybaczcie zatem, że nie uprzedziłam o naszym urlopie i przez tak długi okres nie zostawiłam tu śladu.
To były bardzo intensywne dwa tygodnie. Mega chaos i mieszanka rodzinnych temperamentów także (a może nawet zwłaszcza) na poziomie "junior". Ścierają się nasze pomysły, poglądy, sposoby na..., nasze metody wychowawcze i style życia. Karolka bez starszego rodzeństwa jakże uboga jest w mechanizmy obronne. Dla niej to także szkoła życia. Dla nich obu, choć Maja udaje, że nic nie rozumie:)
Ale powiem Wam ... uwielbiam ten czas mimo wszytko. Mimo tego, że okazuję się być taka niecierpliwa. Że dzieci zdaję się mieć więcej. Że często stan nabuzowania sięga zenitu.
Uwielbiam go za góry, za przestrzeń, za zieleń i ciepło i sielankę. Za grilla, za jezioro, za lody w parku i kila-razy-dzienne spacery. Uwielbiam za tło na jakim mogę się poznawać, a tym tłem są właśnie ludzie. Po dwóch tygodniach czułam dwie rzeczy: stan "już dosyć" i stan "żal odjeżdżać". Na szczęście grypa żołądkowa u dzieci, która zwieńczyła nasze rodzinne wakacje, pomogła się nad sobą nie rozczulać za bardzo.
Wróciłam. Pranie rozwiesiłam. Dziewczyny śpią wciąż bardzo słabe.
Gdy kończą się rodzinne wakacje, to trochę tak jakby kończyło się lato...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz