TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

piątek, 23 października 2015

krew, pot i łzy

"Jak kobiety narzekają na samopoczucie po cesarce to mam ochotę im powiedzieć: poczekaj na karmienie piersią" - usłyszałam kiedyś jak mówił lekarz. Mogę powiedzieć, że po doświadczeniach z Karoliną mówiłabym o karmieniu w samych superlatywach (no może poza zastojami). Teraz wiem jaki to jest moloch do dźwignięcia. Żeby nie było, że jestem tylko romantyczką, idealistką i "matką polką" musiałam napisać jeszcze ten jeden post: karmienie piersią to oczywiście most miłości w pierwszej kolejności, ale także... w dużej mierze to krew, pot i łzy. W życiu bym nie przypuszczała, bo mało się o tym mówi. Nie można o tym mówić, bo to może zniechęcić do karmienia naturalnego, a wszyscy wiemy jakie jest ważne, wartościowe, jedyne. Będąc młodą dziewczyną wyobrażałam sobie to tak, że siedzę na werandzie mojego domu, oczywiście przed sobą mam piękny górski krajobraz, karmię w fotelu bujanym i cicho śpiewam mojej dziecinie a mój ukochany właśnie wraca ze spaceru ze starszymi dziećmi, oni machają do mnie, ja do nich...
A jak to jest naprawdę?
Najpierw pierwsze przystawienie. O jakże bliskie mi były emocje kobiet, przy których miałam okazję być w tym ważnym momencie (mimo, że u mnie ten moment nigdy nie był takim jakim powinien być, taki "od razu" i "tylko pierś"). Chcę dać Ci jeść dziecko, jak mam to zrobić? Skąd mam wiedzieć ile zjadłeś, czy cokolwiek, czy wystarczy, dlaczego cmokasz, dlaczego płaczesz? Jeju. I te skrajności: najpierw czy mam pokarm, czemu tak mało, a po paru dniach nawał. Ból, krew, bezsilność, niepewność. A do tego wszystkiego cały ten stres jest dla laktacji wrogiem numer jeden i wszyscy powtarzają jak mantrę: tylko spokojnie!
Niestety naprawdę rzetelna pomoc nie koniecznie jest na wyciągnięcie ręki.
Wszystkich trudów, które przeżyłam na swojej drodze z karmieniem Majki nie umiem wręcz ubrać w słowa. Było dużo łez i jej i moich. Trudności z przyssaniem, ze ssaniem, kryzysy laktacyjne, zastoje (takie nawet parodniowe, które musiałam sprawdzać u lekarza), przegryzione brodawki...Cała gama emocji. A to wszystko mogę tu ująć i tak jedynie w wielkim skrócie.
Z mojego doświadczenia wynika, że większość problemów bierze się z niewiedzy, zwłaszcza jeśli przeżywamy to po raz pierwszy (bo wtedy jeszcze nie mamy najcenniejszej wiedzy, którą tylko my możemy mieć - wiedzy o swoim organizmie, który krami). Telefon do kogoś kto się na tym naprawdę zna to według mnie najbardziej niezbędny instrument pomocy w jaki można się uzbroić na ten czas. Ten ktoś z pewnością nie powie Ci w kryzysie laktacyjnym: dokarm, bo pewnie już nie masz pokarmu. Tylko karm częściej, lub odciągaj po każdym karmieniu przez choćby dwa, trzy dni a zobaczysz że pokarm jest! Ten ktoś poinstruuje, że znalezienie wygodnej pozycji dla Was obojga to klucz do rozwiązania wielu problemów. To oczywiście tylko przykłady. Ja niejednokrotnie byłam w sytuacji doradcy i wiedza na jaką się natknęłam, a raczej jej brak, u początkujących mam często była szokująca.
Podsumowując: Zawsze będę robić wszystko by pomóc, bo nie przestaje być 100% zwolenniczką karmienia piersią i wiem, że SIŁA JEST KOBIETĄ, wiem na ile nas stać... na bardzo dużo!
Ale ponieważ doświadczyłam tego trudu nigdy na siłę nie przekonuję, nie za wszelką cenę. Mam w sobie dużo więcej wyrozumiałości dla mam, które mówią: nie!

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że poruszyłaś ten temat. Rozglądając sie po moim otoczeniu widzę, że młode mamy bardzo szybko "odpuszczają". Pierwsza trudność i już - butelka. Rozpoczynając przyodę z karmieniem mojej córeczki, też napotkałam na wiele trudności a najgorszy był brak czyjegoś wspracia. Z każdej strony słyszałam : dokarm butelką, a w mojej miejscowości brakuje doradcy laktacyjnego. Książki, nawet najlepsze nie zastąpią słów otuchy od drugiego człowieka. Na szczęście tak nam się udało "dostroić" z moją małą, że teraz mamy trudności z zakonczeniem karmienia:) Mała ma blisko 3 lata i nadal nie chce oddać piersi (choc oczywiscie nie ma juz mowy o najadaniu sie, raczej takie szukanie uspokojenia i bliskości, raz czasem dwa razy dziennie. Noce przesypia:). Może mam w sobie mało silnej woli zeby to przerwać - karmienie stalo sie dla nas czyms bardzo naturalnym i niekłopotliwym i łączącym niesamowitą więzią. Naturalnie najbliższe otoczenie jest temu bardzo przeciwne i to jedyne co mnie boli (ja mam poczucie sluszenego postępowania skoro obie jestemy zadowolone, córka niegdy jeszcze nie chorowała, nawet kataru nie miała. Ja normalnie pracuję i jest nam z tym dobrze). Ale wiem, że muszę znaleźć siłę na odstawienie - i bardzo chętnie przyjmę każda poradę jak to zrobić:) Takie oblicza laktacji tez się zdarzają:)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim niesamowite jest to, że córeczka jeszcze nie miała kataru.. wow! (my się właśnie leczymy już 2 tygodnie). Otoczeniem próbowałabym się nie przejmować, zwłaszcza, że -jak sama piszesz - Twoja intuicja świetnie sobie radzi bez ich rad. A co do odstawiania? No własnie nie jestem do końca pewna czy Ty tego chcesz. Ta wola musi być w Tobie. A jakbym to robiła ja? Pewnie stopniowo i stanowczo. Np najpierw ograniczyc do 1 raz dziennie albo spróbować nie dać piersi 1 dzień. Inną metoda jest: Jak kończyć to kończyć od razu. Nie dać i już. I tłumaczyć. Życzę powodzenia:)

      Usuń
  2. Minęły niecałe 2 miesięce od mojego poprzedniego wpisu i mogę sie pochwalić, że udało sie córeczke odstawić. Metodą - koniec i już. Zasłoniłam się niby chorobą wiadomej części ciała a córka, o dziwo, zrozumiała. Było troche płaczu i duzo przytulania ale poszło zadziwiająco dobrze. Powiem więcej, mam wrażenie, że to ja bardziej przeżyłam nasze "odstawienie" niż mała! Brakuje mi tych chwil bliskości.. Są inne ale... Za to w końcu po blisko dwóch latach czekania, znowu noszę pod sercem maleństwo. Trzymajcie kciuki!!!!

    OdpowiedzUsuń