TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

wtorek, 10 marca 2015

o tym jak mama wcześniaka posyła go w świat

Moja mała księżniczka, perełeczka, słodzinka moja... mój aniołeczek, mój najkochańszy skarb. Słodziak, szkrabik ukochany. Moja myszka, pysia, moje cudowności. Moja maleńka córunia, wcześniaczek mój,  Karolinka, Karolcia, Kakusia, Karoleńka, moje szczęście i cudo moje... Ta ukochana mała istota.. Ta mała dziewczynka.. Ta moja córa wymodlona..
... w zeszły poniedziałek poszła do przedszkola...

Byłam twarda (na zewnątrz). Nie dałam po sobie poznać moich emocji. Do tematu podchodziliśmy lekko, trochę tłumacząc co ją czeka, ale nie za dużo jak wiecie (do końca nie powiedziałam jej wprost, że będzie tam bez mamy tylko opowiadałam naokoło: będą tam dzieci i pani, która się nimi opiekuję, że pani tak trochę zastępuje mamę, że trzeba jej wszystko zapytać itd..). W środku cały czas napięcie i stres, myśli rozbiegane.
Przeddzień
Siedzę przy kompie, wypełniam jeszcze jakieś papiery, zastanawiam się czy wszystko naszykowane. Dopiero teraz zauważam, że przedszkole nosi piękne imię naszego patrona, Jana Pawła II, którego kochana buzia uśmiecha się do mnie z obrazka w rogu strony. Mówi do mnie: przecież po to mnie masz! Z tą myślą, tzn z modlitwą o pomoc zasypiam i wstaję.
Dzień pierwszy
Wszystko poznajemy, ja rozmawiam z Panią przedszkolanką, Karolka się rozgląda, podobają jej się serduszka na drzwiach do toalety. Wchodzimy do sali, dzieci trochę na nią naskakują (to moja wina, niepotrzebnie przedstawiam Karolkę głośno grupie) więc przylepia mi się do nogi, ale pani pomocnik pokazuje jej puzzle z czerwonym kapturkiem, wybiera stoliczek i siada tam z panią i kilkoma dziewczynkami, nie obracając się już za mną. Potem jest już pora śniadanka, więc dzieci ustawiają się w  pociąg, Karolka gdzieś pomiędzy cieszy się, nawet wydaje z siebie ten pisk radości, który tak uwielbiam, więc macham jej i mówię, że przyjadę po nią niedługo. Wracam w pozytywnym szoku.
Przychodzę po nią, jest smutna i ciut wystraszona stoi przy paniach, cieszy się na mój widok.
Dzień drugi
Ubieram ją w szatni, a ona pyta: mamo mogę już iść? Pozwalam jej a ona ucieka do sali. Stoję jak wryta.
Dzień trzeci
Pożegnanie w szatni podobnie, choć potem wraca do mnie i chce, żebym z nią poszła. Ja, że nie mogę. Ona trochę pochlipuje, ale ostatecznie idzie z panią. Cały dzień nie płacze a potem nie chce wracać do domu.
Czwartego dnia płacz, pisk i wrzask. W kolejne dni już tylko płacz lub płacz co jakiś czas.

Jestem twarda, wygłaszam mowy, zmieniam temat, podtrzymuje na duchu, pozwalam chwilę ponarzekać ale nie za długo, uśmiecham się gdy wchodzimy do przedszkola mimo jej mokrych policzków, pozwalam pani wydrzeć mi ją z rąk albo wyrywam jej rączkę z mojej z krótkim pożegnaniem i pocieszeniem.
A co w środku? Jestem już tak zmęczona tymi emocjami, że najchętniej już bym ją już zostawiła w domu, widok przedszkola także dla mnie jest trudny, bo kojarzy mi się z jej łzami, z błaganiem, żebym z nią została. W domu chodzę po ścianach. Wciąż wyobrażam sobie i analizuję co dzieję się w tej małej główce, bo ja tak dobrze znam jej wrażliwość..
W niedziele już od południa biegałam do toalety..
Ale oczywiście wiem, że to tak naprawdę jest dla niej bardzo twórcze, jest dobre. Wreszcie postawiona jest w sytuacjach, w których musi sobie poradzić sama, to pierwszy jej prawdziwy trud w życiu.
I miałam się poprawić, że jednak nie pierwszy, bo drugi. W końcu rok temu o tej porze wciąż była bez mamy, albo ktoś ja zabierał albo ja byłam w szpitalu. To wtedy po raz pierwszy zastanawiałam się co teraz robi moja córcia, bo zawsze wcześniej we wszystkim jej towarzyszyłam i jak miała jakiś problem to pomagałam jej go rozwiązać. A teraz nie spełniam jej oczekiwań.. nie zostaję w przedszkolu jak o to błaga, nie zostawiam jej w domu, gdy bardzo płacze, nie rozwiązuje jej problemu. Po raz pierwszy w roli rodzica niczym Boga, który wie lepiej mimo naszych próśb...

3 komentarze:

  1. Brawo dla dzielnej mamy i dzielnej Karolci :) Będzie dobrze - początki przeważnie są ciężkie... Karoli może jest troszkę trudniej bo dzieci w grupie już się dobrze znają ale na pewno wkrótce się jej spodoba i skończą się poranne płacze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też w to mocno wierze:) rzeczywiście trudność głównie polega na tym, że grupa się zna i dziwi, czemu ona tak płacze. A K się tego wstydzi choć myślę, że juz bardzo by chciała umieć się z dziećmi bawić.

      Usuń
  2. Madziu, o mnie tez napisalas. Miałam identycznie, jewzcze troche miewam, jak znow placze i nie chce mnie wypuścić...Czuje sie jakbym ją odrzucala,odpychala, - bo troche tak jest :-( I znow gdzies w glowie mi sie przypomina, ze sama nie chodzilam do przedszkola,poszlam do zerowki i dobrze mi tam bylo, to juz pamietam.... Oby ten czas szybko Wam minął.

    OdpowiedzUsuń