TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

wtorek, 3 marca 2015

między Ziemią a Niebem

Oddawałam swoje myśli i czas Panu Bogu, bez większych mów, próśb czy zażaleń. Mocno wierzyłam, że to Jego pomysł na nowe życie w naszej rodzinie, Nowe Życie, które będzie tu z nami żyło, będzie naszą pociechą, będzie bratnią (a raczej siostrzaną jak się okazało) duszą dla Karolki. Trudno mi do końca określić ten stan wiary. Żeby nie dać się ponieść emocjom, zarówno tym dobrym jak i złym, byłam dosyć "zimna" modlitewnie, jeśli można tak powiedzieć. Po prostu trwałam. Gapiłam się w obraz Matki Bożej, najbliżej mnie wiszący w pokoju dziennego legowiska. Bez myśli, bez błagania, bez łez. Czasami oczywiście miałam wyrzuty sumienia, że modlę się za mało. Włączałam sobie wtedy jakieś nabożeństwa online lub konferencje.  Dużo myślałam o Bogu, nie koniecznie w kontekście mojej ciąży. Zachwycałam się tym co się tam dzieje, tam w moim łonie. Ta ograniczona radość, na którą sobie pozwalałam przypominała mi ciążę z Karolką. Ciągle i wciąż rozrywana między tym co na ziemi a tym co w Niebie... Totalna metafizyka. Bardzo czekałam na kanonizacje Jana Pawła. Karolka była dzieckiem beatyfikacji, teraz - jak miałam nadzieję - nosiłam pod sercem dziecko kanonizacji - traktowałam to jak znak, a Jan Paweł, teraz już nasz święty papież w sposób całkiem naturalny stał się patronem moich dzieci.

ps. a na Wielki Post podaję dalej: www.robtocokochasz.pl - rekolekcje internetowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz