TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

wtorek, 17 marca 2015

obsesje

Jako, że to była moja piąta ciąża, wszystkie moje doświadczenia, zebrane przez lata cierpienia, przez lata "zasiedzenia się" w tematach ciąż patologicznych, przedwczesnych porodów itd, nagle ożyły i przerodziły się w całą masę obsesji. Tak bardzo pilnowałam się, żeby niczego nie przeoczyć, niczego nie zaniedbać, aż do bólu, do szaleństwa. Największą obsesją była chyba troską o higienę. Nie będę wnikać w szczegóły, ale potrafiłam się myć parę razy dziennie, miałam przeróżne mydełka, ręczniki itd itd.
Kolejną, wielką obsesją były objawy chorobowe, których doszukiwałam się co chwilę. Jeśli tylko miałam wiedzę na temat jakiejś choroby ciążowej, jakiegoś "przypadku", potem obsesyjnie doglądałam ich u siebie, chcąc oczywiście je wykluczyć. Obsesyjnie wyczekiwałam na ruchy dziecka, a potem już każdego dnia pilnowałam, by je poczuć. Pewnie nie raz obudziłam biedną Majkę, wierciłam się czy stukałam do brzucha, jak zbyt długo nie czułam jej ruchu. Obsesyjnie walczyłam z zaparciami (na szczęście w tej ciąży nie doskwierały mi tak bardzo - pomagało mielone siemię lniane). Obsesyjnie odliczałam każdy dzień.
Obsesyjnie szukałam zajęć, żeby tym obsesjom nie dać sobą zawładnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz