TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

piątek, 6 lutego 2015

nie ma jak u mamy

Wczoraj.. nie, przedwczoraj byłyśmy u mamy. Już w progu wypowiedziałam te słowa: nie ma jak w domu.. Uwielbiam zapach domu rodzinnego.. uderza mnie już od progu.
Rok temu, mniej więcej o tej samej porze, bo była połowa lutego, przeprowadziliśmy się do moich rodziców. Przekraczałam ten sam próg, śpiesząc się już do pozycji poziomej, bo wciąż odczuwałam ból brzucha. Taka byłam przybita, słabiutka, zdołowana. Przywitała mnie zatroskana mama. Moje legowisko dzienne już na mnie czekało w dużym pokoju.
Dobrze, że leżenie dzienne miało miejsce gdzie indziej niż nocne - to mnie mobilizowało do tego, by zachować normalny rytm, by nie zostawać w piżamie. Ale o tym później.
A więc była połowa lutego, do terminu porodu (którego - co było dla mnie oczywiste - i tak nie doczekam) miałam niecałe pięć miesięcy.. Byłam w 19 tygodniu.
Położyłam się i myślałam, że teraz to już tylko będę walczyła z myślami - znowu, walczyła o to by nie pozwolić tym wszystkim pytaniom bez odpowiedzi zawładnąć nadzieją..
Ale nie.. tak nie było.. Moje legowisko dzienne było w dziennym pokoju; pokoju, w którym toczyło się życie, w którym tata zasiadał w swoim fotelu po przyjściu z pracy, gdzie mama krzątała się przynosząc pościel z balkonu, gdzie chodził telewizor, gdzie było miejsce do zabawy dla dzieci, gdzie siostra, która jeszcze ostała się w domu rodzinnym przychodziła pogadać, coś pokazać,  albo zjeść kolacje. To był pokój rytuałów.. w dniu powszednim poranne zamieszanie, wszyscy wychodzą do pracy, a po przyjściu każdy po kolei odgrzewał sobie obiad i zasiadał do niego w ulubionym dla siebie miejscu, gdzie określone programy zajmowały oczy - zawsze te same w dany dzień; to był pokój dla odwiedzających, dla sióstr z rodzinami, które też często na te odwiedziny miały swoje dni, pokój zabaw dzieci: Karolki - teraz na stałe, i kuzynów, którzy przychodzili w odwiedziny. I ten właśnie pokój stał się poniekąd wymarzonym miejscem dla leżącej mnie w zagrożonej ciąży. Polecam sobie znaleźć właśnie takie, tętniące życiem miejsce.

1 komentarz:

  1. Nie ma za co dziękować Pani Magdo. Fajnie było rozmawiać o Was z Jezusem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń