TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

wtorek, 3 lutego 2015

hymn bojowy

Położyłam się.. to taka niezwykła chwila, gdy zamieniasz się w leżącą kłodę ze świadomością, że to już tak do końca.. przebierasz się grzecznie w piżamkę, kładziesz i wiesz, że tak już zostanie. Ale nie chcę się nad sobą użalać, bo to nie o mnie chodziło. Lęk o dziecko, o dzieci, bo i troska o Karolkę, mieszała mi uczucia.
Położyłam się, zanurzyłam pod kołdrą i znowu spadałam na samo dno.. Wszystkie moje myśli dołowały i dołowały, leciałam w przepaść, nie miałam pojęcia jak my to przetrwamy, czy przetrwamy.. moje dziecko, moje maleństwo..tak się o ciebie boję..
Karolci wytłumaczyliśmy czemu mama leży. Była bardzo wyrozumiała. Teraz ona czytała mi bajki, nawet mam zapisane: "bajdzio, bajdzio temu... mój bujaćku, mój ćejwony, ćyźbyś nie chciał takiej źony? "
Przed nami był weekend na szczęście, mieliśmy chwilkę, żeby sobie wszystko jakoś poukładać, chociaż spróbować. Ja leżałam a mąż ogarniał wszystko. Do tej pory pamiętam co było na obiad - taki był pyszny. Trochę mnie podpytując, mąż przyrządził udka z kurczaka pieczone na kapuście kiszonej podane z kaszą jaglaną, którą to z kolei zmieszał z cebulką i pieczarkami i doprawił kurkumą między innymi. Nie wiem czy ocenicie, że to do siebie pasuje, ale uwierzcie, było pyszne. Jeszcze pamiętam, że Anka i szwagier wpadli do nas na chwilę, bez dzieci oczywiście, więc M ze szwagrem robili pizze, a my sobie gadałyśmy. Przywiozła mi dużo drobiazgów, które mogą mi się przydać na leżąco lub w szpitalu.
Plan - jedyny możliwy jak uznaliśmy - był taki: przeprowadzamy się do moich rodziców na ten czas, który nam został. Mama już od dawna mnie namawiała, ja mówiłam, że jeszcze nie trzeba. 
I jeszcze jedno, bardzo ważne dla mnie wydarzenie w tych pierwszych dniach leżenia..
Ewa napisała do mnie żebym w określonych godzinach słuchała radia. Czekałam wiec na specjalną dedykację i choć ostatecznie się nie doczekałam (widocznie nie wystarczyło antenowego czasu), to utwór o który wtedy chodziło pomógł mi bardzo właściwie na cały ten czas, który mnie jeszcze czekał. Tego dnia przesłuchałam go chyba z osiem razy a potem też ciągle, ciągle.. Mój hymn bojowy, moja pieśń nadziei.. Ewa.. chyba nawet nie wiesz ile dla mnie to wtedy znaczyło. Bo gdy już miałam hymn zaczęłam się zbroić w nadzieję. Dziękuje Ci!!!
A oto i on:
hymn bojowy

3 komentarze:

  1. Bardzo bardzo chcialam dać Ci jakieś magiczne słowa, które pomogą sie odbic, przetrwać, poukladac pozytywnie w głowie. Strasznie sie cieszę, że tak je odebrałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa tak mogą pomagać, nastrajać, dawać kopa. Trzeba mieć coś, co można powtarzać jak mantrę dopóki się nie uwierzy. Nadzieja to plan:)

      Usuń
  2. Tak. Powtarzać, napisac drukowanymi literami i nakleic "na oczach", nucić w kółko....az sie spowrotem w to uwierzy. Nadzieja to plan :-)

    OdpowiedzUsuń