TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

sobota, 18 kwietnia 2015

brzuchol na trójkę

 Na wszystkie ciężarne ( co za określenie w ogóle;)), które spotkałam, a które miały już na koncie ponad trzydzieści tygodni, patrzyłam jak w obrazek. To był mój niedościgniony - jak do tej pory - cel, ta trójeczka na początku. Wiem, że dla większości z Was to zupełnie naturalna kolej rzeczy, nie ma się czym podniecać. Dla mnie? Co to dla mnie znaczyło?? To był tak niedościgniony cel, tak wiele razy myślałam, że on po prostu mnie nie dotyczy, że nie mam takiej "zdolności", żeby utrzymać ciąże tak wiele tygodni. Tak o sobie myślałam. Byłam ogromnie wzruszona tym faktem, że mam tą trójkę. Jakbym dostała jakąś wielką nagrodę. To stało się dla mnie symbolicznym przejściem do świata "normalności". Oto ja, mająca na koncie dwa porody z dwójką na początku, jestem w kolejno: trzydziestym pierwszym, drugim... trzecim!!! Cały czas grzecznie leżałam, choć - muszę przyznać - pozwalałam sobie na coraz więcej, na przygotowanie nieskomplikowanego posiłku, np kanapki czy makaronu z serem; rano czasem czesałam Karolinę, czasem pomagałam ubierać itp.
Trójkowy stał się także mój brzuch.. taka wielka jeszcze nie byłam. Zaczęły mnie dotyczyć różne trudności z tym związane, o których tylko słyszałam - problemy ze wstawaniem ze zbyt niskiego łóżka, niemożność zawiązania sobie butów, z ułożeniem się do snu i tak dalej. Naprawdę stawałam się wielka. Potwierdzali to ci, co przychodzili odwiedzać po jakmiś dłuższym czasie. Mówiłam do siebie pieszczotliwie: słonica:) Śmiałam się, że jak usiądę w wannie, to blokuje przepływ wody zza pleców:) No i wreszcie pozbyłam się fałdek na brzuchu:) Z tym wielkim brzucholem miałam też inne problemy: np wbijanie w niego zastrzyków - mój codzienny koszmar - stało się niemożliwe. Zostały ramiona i uda. Kiedyś pojawiła się na nim dziwna wysypka. bardzo swędziała. Poszłam do dermatologa jak zalecił mi ginekolog i: pierwszy stwierdził, że to nic groźnego, a drugi, że to był półpasiec (bo wtedy już zostały ślady). Strasznie się wystraszyłam (ciągle coś takiego stawało na mojej drodze, żeby podkręcać lęk - ciągła walka!), ale dermatolog uspokoiła, że to było tylko miejscowe, że to jakaś niegroźna postać.. nie pamiętam dokładnie, ale kazała się nie przejmować. W tym też czasie (dosyć późno jak na dzisiejsze możliwości, ale nam się nie śpieszyło) pan doktor potwierdził dokładnie, że to będzie dziewczynka. Ucieszyłam się, mąż też ( z chłopca też byśmy się bardzo ucieszyli, piszę to tylko dlatego, żeby nie było wątpliwości, że poczuliśmy zawód czy czegoś podobnego, nie). Od tego momentu intensywnie myśleliśmy nad pierwszym imieniem i za nic w świecie nie mogłam znaleźć takiego idealnego, pasującego do moich przeczuć. Myślę, że ta trudność wiązała się poniekąd z tym, że trudno mi było sobie wyobrazić jakąś inną córkę, nie Karolkę. Coś podobnego dotyczyło też samej Karolki po Emilce jeśli pamiętacie. Nie umiem tego do końca wyjaśnić, Karolina miała w sobie absolutnie wszystko, a nawet więcej niż się spodziewaliśmy. Musiałam jakoś ogarnąć myślami inną osobę i nie porównywać, nie oczekiwać podobieństwa itp. Niestety taki obraz jakoś mimowolnie powstał w mojej głowie. Nie wiem, czy też tak miałyście? Jakoś tak sobie ubzdurałam, że to będzie subtelna blondyneczka (czyli geny po mamusi;)). Ja tego nie nazywałam po imieniu,  nie wiem nawet kiedy tak się utrwaliła ta myśl.
Wracając do imion - kilkakrotnie wertowałam wszystkie dziewczęce imiona z kalendarza, spisywałam na kartce swoje typy i przedstawiałam je mężowi. Gdy stanęło na Mai jakoś tak "siadło" nam to imię, a zwłaszcza Karolce - po prostu zaczęła sama ją tak nazywać, gdy usłyszała to imię w naszych rozmowach. I chyba to mnie najbardziej przekonało, że Karolce tak ławo ono przyszło, i że nam wszystkim się podoba. Jest ciepłe. Moje największe wątpliwości? Że brzmi trochę niepoważnie dla dorosłego - ale to przecież niepoważne. Poza tym wiedziałam, że teraz tzw moda na Maje, ale.. ja osobiście nie znałam żadnej - w naszym otoczeniu rodzinnym, przyjaciół i znajomych nie było jeszcze Mai.

Karolinka bardzo często kładła rękę na moim brzuchu chcąc poczuć kopanie dzidziusia. Często sobie z nim gadała. Przykład?
 "Dzidziuś powiedział, że chce dinozaura. Niee, powiedział, że chce słonia, bo będzie na nim jeździł".

Ja: Karolka, mam w brzuszku dziewczynkę!
Karola: A ja chłopca!
:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz