TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

niedziela, 11 stycznia 2015

Karolinka u mamy

Pobyt w szpitalu trwał coś koło pięciu dni. W tym czasie Karolka była u mnie dwa razy. Za pierwszym usnęła w drodze do szpitala i jak ją mąż przyniósł na rękach i mnie zobaczyła, to od razu chciała wyjść, wręcz płakała. Oczywiście nie trzymałam jej na siłę, choć tak za nią tęskniłam i szybciutko wyszli. Rozum miał racje, mówił: nie przejmuj się, wiesz jaka ona jest po rozbudzeniu, nie możesz się takimi rzeczami przejmować. A serce jednak się trochę rozdzierało.
Za drugim razem (choć nie wiem czy dobrze pamiętam kolejność, ale to bez znaczenia) też chwilkę trwało zanim się oswoiła. Nie chciała do mnie podejść, przytulić się (znowu pękało serce a rozum kazał odpuścić), szpital był dla niej zbyt trudny. Ale potem wpadła w moje ramiona i jak wychodziła to jeszcze ze dwa razy się wracała, żeby mi powiedzieć jak bardzo mnie kocha, wprawiając w zachwyt wszystkich szpitalnych przechodniów.
Ktoś spyta: po co ją przyprowadzaliśmy do szpitala? Pytanie uzasadnione. Ale to był nasz pierwszy raz, pierwsze rozstanie na tak długo. Bardzo potrzebowałam ją zobaczyć i ona mnie też. Poza tym to, że zobaczyła szpital i mnie w tym szpitalu dodało autentyczności moim opowieściom o tym co dzieje się w brzuchu mamy.
Z wielką radością opuszczałam więc szpital. I z wielką nadzieją, że mój lepszy szew da nam szanse na w miarę normalne funkcjonowanie jak najdłużej. Lekarz pozwolił mi chodzić. Oczywiście uważać, nie przemęczać się, nie dźwigać.
Tej zeszłorocznej zimy Karolka dużo chorowała. Już w październiku albo listopadzie była na antybiotyku, chora trzy tygodnie, w grudniu miałyśmy obie zapalenie spojówek (wtedy po raz pierwszy ustąpiono mi miejsce w kolejce z racji mojej ciąży jak szłam do okulisty :)) a w styczniu, właśnie wtedy jak wychodziłam ze szpitala, Mała znowu chora i znowu antybiotyk na anginę.
Martwiliśmy się o nią ciągle. Zresztą tacy już byliśmy od początku przewrażliwieni. Coraz częściej też Karolka dawała znaki, że nie podoba jej się cała ta inna sytuacja: mieszkanie z dziadkami, mama w szpitalu, zmian było dużo. Posikiwała się już stale, więc założyliśmy jej pieluchę. Niestety. Ubolewałam nad tym, bo jak można dziecko odpieluchować a potem zapieluchować z powrotem, ale nie mieliśmy wyjścia.

2 komentarze:

  1. Pierwsze rozłąki są trudne... Ja po szpitalnej rozłące pozwoliłam później córce kilka razy jedną noc spędzić u drugiej babci aby się przyzwyczaiła przed moim pójściem do szpitala na poród - bałam się zresztą powtórki z pierwszej ciąży i 3 tygodni leżenia na oddziale... Za to z synkiem pierwsze 2 noce rozłąki (i jedyne do tej pory) miałam dopiero jak miał prawie 3 latka - wybraliśmy się pierwszy raz na wesele bez dzieci. Dziwnie było ;)
    Ciekawa jestem bardzo dalszych Waszych losów - chociaż wiem, że skończyło się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też już byliśmy na weselu:)) Co prawda dwa razy wracałam na karmienie (mieliśmy blisko) i byliśmy do północy("niania" nie mogła dłużej), ale zawsze to wesele i taniec z mężem zaliczony:)

      Usuń