TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

wtorek, 6 stycznia 2015

azyl

Mateusz był jeszcze u mnie, gdy poproszono mnie do pokoju badań. Jak już wspominałam mój lekarz przyjechał w niedzielę do szpitala na chwilę. Najpierw zrobił mi usg, potem badanie, a potem znowu usg, bo przy badaniu odeszło dużo wydzieliny. Ale usg nie wskazywało na ubytek wód, a więc - najważniejsze - to nie były wody!!! Mojemu dziecku nic nie zagraża!!! Wyobrażacie sobie moją ulgę? Do tej pory nie wiem skąd tyle tej wydzieliny. Lekarz powiedział, że tak niespecyficznie zareagowała moja szyjka na dosyć szeroki szew. Znowu cała gama emocji. Znowu w ciągu jednej chwili potrafiłam z totalnego doła wpaść w szał radości.
Przez całą tą akcję mój pobyt w szpitalu wydłużył się o parę dni. Powoli mnie pionizowali, mogłam sobie chodzić już pomalutku. Przechadzałam się po szpitalu troszeczkę, przystanki robiłam w kaplicy. Siadałam na chwilę w miejscu, w którym kiedyś na kolanach błagałam o życie Karolinki. Ta kaplica stała mi się bardzo bliska. Dziękowałam ile mogłam. Wielki obraz z Matką Bożą, która pochyla się nad Maleńkim do karmienia piersią był moim schronieniem.. mój kochany obraz.
Kiedyś po mszy Ojciec zaproponował nabożeństwo do św Rity. Okazało się, że w kaplicy są jej relikwie. Dziwne, że nie wiedziałam o tym wcześniej, nie zauważyłam jej obrazu na ścianie kaplicy. Bardzo się ucieszyłam i jej, która oręduje w "sprawach beznadziejnych" powierzałam swoje lęki i koszmary. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz