3 października dostałam okres. Wielkie wydarzenie, biorąc pod uwagę fakt,o którym już pisałam - że mam okres co mniej więcej pół roku. Super - pomyślałam, no to mam teraz parę miesięcy na to, żeby sobie wszytko "poukładać", trochę się przygotować i akurat mniej więcej w marcu może by się udało. Zamierzałam poczekać do tego kolejnego okresu, a więc ewentualnej owulacji, bez żadnej interwencji, tzn bez wspomagania owulacji lekami, na pełnym luzie. Lekarz dał nam czas do końca roku, a ja do tej kolejnej owulacji. To byłby dobry czas - tak myślałam. Akurat wyprawiłabym Karolkę do przedszkola w połowie ciąży, może udałoby nam się to jakoś ogarnąć.
W naszych wieczornych rodzinnych modlitwach zaczęliśmy też nieśmiało prosić o dzidziusia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz