Chcieliśmy bardzo pojechać w góry z Karolinką, ale wciąż coś stawało nam na drodze: jej choroba, beznadziejna pogoda i tak dalej. Poza tym byłam chora - przewlekle, wciąż miałam katar i problemy z zatokami. W górach byłam ze szwagierką, udało nam się wyrwać, dzieci zostawić chłopakom - cudny jesienny dzień, mogłam się trochę "naładować" górami. A potem byłam chora: aspiryna i ibuprom zatoki...
Pewnego wieczoru na koniec naszej wieczornej modlitwy Karolka powiedziała: i dziękujemy za dzidziusia.. Wymieniliśmy spojrzenia z M. i uśmiechnęliśmy się do siebie. Pomyliło jej się z proszeniem:) Jednak dla mnie był to impuls do tego, żeby rano zrobić test, choć oczywiście traktowałam to z przymrużeniem oka - to byłby jakiś cud, żebym po miesiącu miała znowu owulacje - niemożliwe.
Tymczasem Karolka miała rację...
I ja tą rozmowę pamiętam... beczałyśmy razem jak bubry - ze szczęścia!
OdpowiedzUsuńwzruszające....
OdpowiedzUsuń