TO CIĄG DALSZY PIERWSZEGO BLOGA - MOJEJ DROGI DO MACIERZYŃSTWA

(O ZAGROŻONEJ CIĄŻY, PORONIENIACH, STRACIE DZIECKA, WCZEŚNIACTWIE, CIERPIENIU I NADZIEI)

CO DALEJ?? CZY MOGĘ LICZYĆ NA JESZCZE JEDEN CUD??

poniedziałek, 27 października 2014

wizyta i decyzja

  Poszłam do tego lekarza na pełnym luzie. To nie było równoznaczne z podjęciem decyzji o kolejnej ciąży. Bardzo daleko nam było do tego. Gdzieś tam pojawiał się ten temat czasami, zawsze z mnóstwem znaków zapytania, bez konkretów. To był mój maleńki kroczek, ku...? Nie ku kolejnemu dziecku, ale ku decyzji. Ten maleńki kroczek jednak okazał się milowym.
Nowy lekarz spełnił wszystkie moje oczekiwania - to było niezwykłe.
Po pierwsze: nie przeraził go temat kolejnej ciąży, po opowiedzeniu mu mojej historii - był specjalistą od patologii. Nie oceniał, nie straszył. Mówił jakby to było "normalne" i zupełnie możliwe.
Po drugie: dokładnie określił to, jak ewentualna ciąża by miała wyglądać, wszystko co trzeba będzie robić. Nazwał to "agresywne prowadzenie ciąży": zastrzyki na rozrzedzenie krwi, progesteron na podtrzymanie (duża dawka) - dopochwowo, założenie szwu w szesnastym tygodniu i podanie sterydów w dwudziestym którymś - na rozrost płucek dziecka, w razie przedwczesnego porodu. Hospitalizacja : do założenia szwu - 3 dni, potem ewentualnie około tygodnia na obserwację w  czasie, kiedy otwiera mi się szyjka, czyli około 21/22 tyg.
Po trzecie: szew, który zakładają w klinice jest szerszy, nie jest to żyłka - jak nitka, ale taka tasiemka, którą przewleka się ścianki szyjki macicy - z pewnością lepiej trzyma. Dlatego uznał, że nie będzie potrzeby ciągłego leżenia, choć to oczywiście będziemy ustalać na bieżąco.
Po czwarte: nie kazał mi regulować cyklu hormonami (miałam wtedy okres co około pół roku), powiedział, żeby dać sobie czas do końca roku (był może sierpień?) i na spokojnie próbować. Bardzo mi się podobało takie podejście. Co prawda nie wierzyłam, że do końca roku i bez wywoływania owulacji nam się uda, niby jak? Więc wrzuciłam na luz.
Wyszłam z gabinetu z nowym, innym nastawieniem.
Przedstawiłam temat mężowi i razem zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Co było na plus? Lepszy szew, lekarz przy klinice, który nastawienie miał bardzo pozytywne i bezstresowe - zarażał mnie tym, i ten czas, który mamy sobie dać (a więc jak dla mnie - odłożenie w czasie).
Lekarz polecił mi też zrobienie paru badań, więc zabrałam się za to powoli - to były te kolejne mini kroczki, ale nie myślałam o tym za wiele.

3 komentarze: